sobota, 14 listopada 2015

Maska do włosów Kallos Chocolate

Na początku niechętnie podchodziłam do masek Kallos, obecnie darzę je znacznie większym entuzjazmem (choć i tak określenie "maski" to dla mnie ciut zbyt dużo powiedziane). Na początku zraziła mnie do siebie maska Latte, która później okazała się nie Kallosem (tak jak twierdzi wizaż), lecz Serical. Potem chwyciłam za maskę Kallos Vanilla, której moje włosy niestety nie polubiły (nadal próbuję zdenkować ten wielki słój pełen bublowatej zawartości...), więc następna wtopa na początek. Nie zrażałam się jednak, a w moich zasobach wylądowała maska Kallos Blueberry (polubiłam bardzo!), Latte (tym razem naprawdę Kallos, nie Serical, o dziwo polubiłam), Chocolate (również polubiłam, bohater dzisiejszego posta), a także Cherry, Banana i Argan (czekają na wypróbowanie :P). A to tylko kropla w morzu, wersji jest tyle, że można się pogubić, serio.


Maski Kallos występują w niezliczonej ilości rodzajów, można je spotkać w dwóch wersjach: mini (275 ml) oraz pełnej (1 litr). Oprócz tego, że przez Internet, są dostępne w Hebe, ale niestety asortyment jest ograniczony, a jak na złość wszystkie małe opakowania są akurat w tych wersjach, które mnie zbytnio nie interesują... Ich kolejną cechą charakterystyczną jest powalająco niska cena. Małe opakowania kosztują kilka złotych, duże około 11-15 zł. Oczywiście bardziej opłaca się wziąć dużą wersję, ale warto najpierw spróbować małej, by się przekonać na własnych włosach - zużywanie litrowego słoja maski, która się nie sprawdziła, nie jest przyjemnością (ach ten Kallos Vanilla...).


Wersje, z którymi miałam styczność do tej pory, miały właściwą konsystencję - odpowiednio gęstą, by nie spływać, ale jednocześnie łatwo się rozprowadzać. Bez wątpienia nadają się do tuningowania/wzbogacania (na pierwszą nazwę niektórzy są wyczuleni :)) płynnymi półproduktami bez obaw o to, że maska nadmiernie się rozrzedzi.

No właśnie - te maski aż się proszą o wzbogacanie. Zazwyczaj nie mają powalająco bogatego składu, jak również powalającego działania. Dlatego ja je traktuję po prostu jak odżywki do codziennego stosowania, a czasem, jak najdzie mnie wena (ostatnio rzaaaaadko....), dodam sobie tego i owego, przetrzymując trochę dłużej. 


Maska do włosów Kallos Chocolate ma cudowny zapach. I mówi to osoba, która zazwyczaj nie przepada za "jedzeniowymi" zapachami - ciasteczkowymi i innymi tego typu. Lubię zapachy kwiatowe i owocowe (hmmmm... owoc też jedzenie :P), wszelkie oryginalne wymysły zazwyczaj mnie nie urzekają. Tu jest inaczej - zapach jest bardzo subtelny, nie daje po nozdrzach. W dodatku nie pachnie czekoladą, lecz dokładnie tak, jak budyń czekoladowy. Bardzo, bardzo przyjemnie i wcale nie sztucznie (obiecujące Cherry i Banana trochę dają sztucznością :( niestety ). Zapach nie utrzymuje się na włosach, ale nie traktuję tego jako wadę - przynajmniej nie staje się męczący w ciągu dnia.

Działanie maski (na moich włosach) jest o niebo lepsze, niż w przypadku wersji Vanilla, choć z Kallosami zauważyłam pewną zastanawiającą sprawę (w Blueberry, Latte i Chocolate). Kiedy nakładam maskę na włosy, wydaje się być super śliska, świetnie je pokrywać. Kiedy spłukuję ją z włosów, wydają się one takie bajecznie lejące, wygładzone, wzdycham z radością, że będzie świetnie. A kiedy włosy wysychają... jest "tak o", po prostu dobrze, ale bez fajerwerków. Włosy są trochę nawilżone, łatwo się rozczesują, przyjemnie błyszczą i są miękkie w dotyku. Ale nie ma takiego zastrzyku odżywienia i wygładzenia, efektu tafli, który lubię. Tutaj maski nie umywają się do mojej ukochanej odżywki Garnier Goodbye Damage, która mi to daje. Niemniej jednak - za taką cenę Kallos dzielnie służy po prostu jako odżywka na co dzień, lub dla włosomaniaczek jako baza do własnych mikstur :) 

niestety nie widziałam małej maski czekoladowej w Hebe (tylko dużą)

Jestem pewna, że ta maska wyląduje u mnie ponownie, w postaci wielkiego, litrowego słoika :) Muszę tu też dodać jedną rzecz - jeżeli zraziłyście się po jakiejś nieudanej wersji Kallosa, nie zrażajcie się. Dajcie szansę innej - one naprawdę różnią się nie tylko zapachem, lecz składami również i to dość mocno ;) Warto próbować mniejszych wersji, ale niestety nie zawsze są tak łatwo dostępne.

Którą wersję lubicie najbardziej? :)

Dziękuję za odwiedziny! :)

Jeżeli podoba Ci się tutaj - polub mnie na Facebooku oraz Instagramie,
będzie mi bardzo miło, a Ty nie przegapisz żadnych nowości! :)



63 komentarze:

  1. Ja do tej pory miałam bananową i jaśminową, lepiej sprawdziła się ta pierwsza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bananowej jeszcze nie używałam (czeka na zrobienie zdjęć, pewnie dopiero jutro), na razie tylko niuchnęłam i trochę mnie zasmuciła sztucznością :( Jaśminowa też mnie kusi, kiedyś kupię, jak zużyję te kilka litrów..... :)

      Usuń
  2. Musi bosko pachnieć :) W tej chwili mam wersję bananową i jestem z niej zadowolona. Oczywiście nie wymagam od niej nie wiadomo czego, ważne (tak jak wspomniałaś) że nie mam problemu z rozczesaniem włosów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, naprawdę mi się ten zapach podoba :) Myślałam, że tak nie będzie, a tu proszę. Bardziej wskazywałabym na to, że Banana i Cherry do mnie trafią, ale są sztuczne :(

      Usuń
  3. Ja na razie miałam dwa-Blueberry i odlewkę Keratin, żadna nie zrobiła efektu WOW. Jeśli kupię jeszcze jakąś to na pewno tylko w małym opakowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kallosy tak mają, ja się raczej na "wow" nie nastawiam :) Po prostu traktuję je jak odżywki.

      Usuń
  4. moja zapasy kosmetyków przeznaczony do pielęgnacji włosów są bardzo duże, dlatego szybko nie sięgnę po ten produkt, choć nie ukrywam iż zaintrygował mnie swym działaniem i kusi oczywiście ceną

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cena zdecydowanie nie jest bez znaczenia :) U mnie odżywki schodzą dosłownie hurtem, także nie muszę się martwić, że nie zużyję :)

      Usuń
  5. Myślałam, że będzie miała ciemny kolor, a tu niespodzianka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie Kallosy są białe :) A przynajmniej wszystkie dotychczas mi znane :)

      Usuń
  6. Na pewno kiedyś ją wypróbuję, bo kallosy oprócz wersji jagodowej dość dobrze się u mnie sprawdzają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie szkoda, że wersja jagodowa się nie sprawdziła, moje włosy ją polubiły :) Ale najważniejsze, że inne są ok :)

      Usuń
  7. Tych masek z kalosa jeszcze nie miałam okazji używać. Aktualnie bardzo lubię maskę z Sylveco z olejem lnianym.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam tej maski, ale będę o niej pamiętać :) Pozdrawiam również :)

      Usuń
  8. Chętnie wypróbuję jakiegoś Kallosa w małej wersji jako odżywkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypróbuj koniecznie :) Szkoda, że małe wersje w Hebe są jakieś takie średnio interesujące :(

      Usuń
  9. A ja nie miałam jeszcze żadnego Kallosa, wczoraj byłam w Hebe, ale akurat te, które mnie interesowały najbardziej (bananowa i czekoladowa), nie były dostępne w małej pojemności.
    Muszę poczytać więcej o tym, co można do takich masek dodawać, bo składy mają takie sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety znam to, u mnie w Hebe też nie ma tych wersji, które najbardziej chciałam.
      Polecam ten post:
      http://www.anwen.pl/2012/04/dlaczego-i-jak-wzbogacam-sklepowe-maski.html :)

      Usuń
  10. Mam przygotowaną do testowania wersję carot:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że będziesz zadowolona :) Nie miałam tej wersji

      Usuń
  11. ta wersja fajnie mi się sprawdza :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie lubię czekolady ale na maskę bym się skusiła :)

    OdpowiedzUsuń
  13. koniecznie musze wypróbować tą maskę z garniera:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odżywkę :) Maska chyba też jest, ale nie miałam. Odżywkę polecam gorąco, na moich włosach najlepsze, co może być :)

      Usuń
  14. Nie miałam nigdy tej maski jednak coraz częściej o niej słyszę, może w końcu się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Już dwie wersje się u mnie nie sprawdziły, więc obawiam się wypróbowania kolejnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, szkoda :( Mnie jak na razie tylko jedna zawiodła na całej linii. A dlaczego Cię zawiodły? Od tych masek generalnie nie należy oczekiwać cudów, ja je traktuję jak odżywki :)

      Usuń
  16. Ja żałuję, że nie wszystkie wersje można kupić w małych pojemnościach bo litra przez rok nie zużyję :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wykrakałam bo właśnie odkryłam na kosmetykomani małe wersje chyba wszystkich masek niestety większość jest niedostępna, ale jak będzie dostawa to przeczuwam zakupy :D

      Usuń
    2. Haha no widzisz :D To przeznaczenie :) Udanych zakupów :)

      Usuń
  17. Ja z Kallos nie mam żadnych kosmetyków. A z masek lubię tą Arganowo Keratynowa z Biedronki La Luxe :)

    OdpowiedzUsuń
  18. a ja jeszcze żadnej nie miałam z Kallosa, jedynie szampon :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O szamponach czytałam prawie same negatywy, dlatego nigdy się nie skusiłam. Być może niesłusznie?

      Usuń
  19. Już sam zapach bardzo mnie kusi :) Ciekawa jestem jakby sprawdziła się u mnie :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja dopiero po 5 latach włosomaniactwa kupiłam pierwsze dwie maski Kallosa: latte i jakąś do farbowanych, ale nazwy nie pamiętam. I obie są przyjemne, fajnie zmiękczają, średnio odżywiają, nawet ułatwiają rozczesywanie. Ale najładniejsze są zapachy! :)) Czekoladka będzie następna, ale zanim wykończę te dwie, minie chyba rok albo i dwa... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą całkowicie co do tego opisu :) Efekt jest, ale wszystko takie "trochę", "nawet". Ta do farbowanych to chyba po prostu Color :) W takim razie przyjemnego i efektywnego zużywania :)

      Usuń
  21. lubię maski kallos, obecnie mam blueberry :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Szkoda, że tak się zraziłam do Blueberry, bo bym chętnie wypróbowała ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrażaj się, różne wesje się mocno różnią między sobą :) Ale warto kupić mniejsze opakowanie na próbę :)

      Usuń
  23. A ja tych masek z Kallosa jeszcze nigdy nie miałam i jestem ciekawa czy u mnie by się sprawdziły.

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak zużyję Blueberry to kupuję czekoladowego :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Czekoladowe zapachy w maskach już mi zbrzydły! :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Tej maseczki nie miałam ale miałam inną latte i byłam z niej bardzo zadowolona i na pewno skuszę się na inną tylko wykończę te co mam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie miłego zużywania :) Mam nadzieję, że kolejna wersja sprawdzi się równie dobrze :)

      Usuń
  27. Nie miałam żadnej z masek Kallosa ale ta czekoladowa przemawia do mnie najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dotąd ma najładniejszy zapach ze znanych mi Kallosów :)

      Usuń
  28. Mam tą maskę w wersji litrowej i nie do końca ona działa cuda na moich włosach a sam zapach trochę juz mnie odrzuca bo robi się mdły po dłuższym czasie. W Hebe mozna litrowa kupić, acz kolwiek w moim miescie ona jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, jednak na każdych włosach sprawdza się co innego :( Ale od tych masek generalnie nie warto oczekiwać cudów, ja je traktuję bardziej jak odżywki niż maski :) Litrowa owszem jest w Hebe, ale małej nie mogę dorwać, stąd moje narzekania bo chciałam kiedyś pierw wypróbować małą :) A która wersja przypasowała Ci bardziej?

      Usuń
  29. Mam ją i szalenie się z nia polubiłam, na dniach pojawi się i u mnie jej recenzja. Polubiłam też bardzo wersję bananową. A leczną miałam właśnie z Serical, ale też ja lubiłam, zwłaszcza w połączeniu ze spiruliną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że się u Ciebie sprawdziła :) Bananową mam w zapasach, jak na razie tylko wąchałam i zapach jest trochę sztuczny :(

      Usuń