Legenda brzmi następująco:
Dobry produkt, warto kupić
Taki sobie, bez szału
Nie warto zaprzątać nim sobie głowy


1. L'Oreal Elseve Fibralogy, szampon ekspansja gęstości - miałam go już po raz drugi, ponieważ pozytywnie zapadł mi w pamięć. Używało mi się go bardzo przyjemnie - za wielką butlę zapłaciłam niecałe 10 zł, był ekstremalnie wydajny, dobrze odświeżał włosy i gwarantował odpowiednią objętość.
2. Pantene, odżywka w piance pod prysznic, większa objętość - miałam dwie wersje tych pianek - dodającą objętości i regeneracyjną. Obie bardzo słabo odżywiały włosy, nie były one dostatecznie nawilżone i zmiękczone. Przyjemnie mi się tych pianek używało z uwagi na konsystencję (kto nie lubi pianek?), ale niestety działanie dla mnie zdecydowanie za słabe. Objętości również nie uzyskałam (choć przyklapu też nie).
3. Joanna Naturia, szampon pokrzywa i zielona herbata - to jeden z tych produktów, których zużyłam x butelek, pojawia się w denku regularnie, a jeszcze nie doczekał się własnej recenzji ;) Może kiedyś ;) Fantastycznie oczyszcza i odświeża włosy, kosztuje grosze.
4. Balea, odżywka do włosów (Oil Repair Spulung) - dobrze nawilża i wygładza włosy, dociąża je, dzięki czemu są śliskie i lejące, ma też przyjemny zapach, jakby masła kakaowego. Ale jest też bardzo wodnista, a przez to strasznie niewydajna (niestety) - ledwie zaczęłam, a już skończyłam ;)

5 i 6. Żele pod prysznic Balea (Sweet Smoothie i Fresh Smoothie) - będąc na wakacjach, obkupiłam się również w żele Balea, więc zobaczycie u mnie jeszcze niejedną wersję ;) Porównałabym je do żeli Isana - nie są zbyt wydajne, nie mają żadnych właściwości pielęgnacyjnych. Ale dobrze myją, a mnogość zapachów była powalająca, liczba wersji zapachowych wprawiła mnie w osłupienie przy półce ;) Fresh Smoothie pachniał dość cierpko i orzeźwiająco, trochę grejpfrutowo, z nutą goryczy rozgryzionej pestki, dzięki temu zapach był baaaardzo ciekawy, nie był mdlący, bardzo dobrze orzeźwiałby latem. Z kolei Sweet Smoothie był ekstremalnie sweet ;) Bardzo przyjemny, ale ekstremalnie słodki, jak połączenie wanilii z gumą balonową lub jakimiś cukierkami.
7. Żel Intimea rumiankowy to stały bywalec mojej łazienki, lubię go za łagodność, odświeżenie i kojący, rumiankowy zapach.
Tak, zdaję sobie sprawę, że cztery antyperspiranty w dwa miesiące to nieco przegięcie, ale dwa miałam już napoczęte, więc w praktyce zużyłam dwa od "a do z" i dokończyłam dwa poprzednie ;)
8. Rexona Maximum Protection Stress Control to już moje drugie podejście do Maximum Protection, z równie mieszanymi odczuciami. Oczekiwałam lepszej skuteczności jak na tak drogi antyperspirant, a zapach był bardzo męski, co mnie niestety męczyło. W poprzedniej wersji (everyday fresh?) zapach Domestosa/cytrynowej kostki toaletowej był równie paskudny. W dodatku wydajność mogłaby być lepsza, szczególnie przy tej cenie :(
9. Garnier Neo, antyperspirant w kremie - z Garnierem również mam mieszane relacje ;) Z jednej strony bardzo lubię ten antyperspirant za niską cenę, dobrą skuteczność, natychmiastowe wchłanianie i przyjemny, nienachalny zapach. Z drugiej strony, zawsze pod koniec się wkurzam (i to strasznie :P) na tą paskudną, sztywną tubkę, przez którą duża ilość produktu nie może zostać wyciśnięta. Rozcięcie nic nie da, ponieważ zastyga w mig, więc po rozcięciu wystarczy na 1-2 użycia, mimo zawinięcia w folię. Gdyby Garnier zastosował opakowanie, jak w Rexonie lub LSS w żeli, to byłby mój ideał. A tak - zawsze mam sporą nutę rozczarowania pod koniec i zwykle obiecuję sobie, że już go nie kupię, bo to regularne wyrzucanie pieniędzy w błoto - płacę za produkt, którego nie mogę zużyć do końca. No i cóż, zwykle kupuję ponownie...
10. Rexona, antyperspirant w sztyfcie Ultra Dry - z Rexony byłam bardzo zadowolona. Sztyft był do samego końca odpowiednio wilgotny, dzięki czemu nie kruszył się na skórze. Miał łagodny, przyjemny i nienachalny zapach. Skuteczność bardzo dobra, choć nie idelna - bywały dni, że nie było "ultra dry", ale jak na zwykły antyperspirant niebędący blokerem - i tak był bardzo dobry.
11. Lady Speed Stick, antyperspirant w żelu fruity splash - do LSS w żelu również regularnie wracam, to już moje trzecie lub czwarte opakowanie. Minusem żelu jest to, że potrzebuje chwili na wchłonięcie i w pierwszym momencie jest dość lepki. Ale po chwili się wchłania, lepkość znika, a zostaje bardzo dobra ochrona. Ta wersja ma przyjemny, ale też bardzo intensywny i na dłuższą metę nieco męczący zapach.

12. Alkohol izopropylowy jest u mnie niezbędnikiem do czyszczenia pędzli pomiędzy klasycznymi myciami mydłem antybakteryjnym. Zajmuje zdecydowanie mniej czasu i mam również pewność, że rano wszystkie będą idealnie suche i gotowe do użycia. Z chęcią używam go również do dezynfekowania mojego otoczenia - czasem przetrę nim telefon, klawiaturę, myszkę, pilota... ;)
13. Płyn do soczewek B-Lens jest lepszy od niejednego płynu kupowanego u optyka - skutecznie usuwa zanieczyszczenia z soczewek, w tym osady z makijażu, dobrze nawilża i zmiękcza soczewki. Nie wiem, które to opakowanie, ale od kilku lat kupuję już wyłącznie B-Lens :)
14. Płatki Isana - jak zwykle te same :)
15. Chusteczki Dada - niezbędne dla mnie mokre chusteczki, dobrze nasączone, miękkie i komfortowe. Chciałam kupić inne, bo od jakiegoś czasu mają tłoczenie, a wolałabym gładkie (jak kiedyś), ale nie miałam odwagi na eksperymenty i wrzuciłam do koszyka znowu te same ;)

16. Woda termalna Uriage - nie wiem, które to już opakowanie. Skutecznie koi, odświeża skórę, na co dzień zastępuje mi tonik i mgiełkę do scalania makijażu, a także spryskuję nią maseczki. Bardzo lubię!
17. Płyn micelarny Garnier to również niezbędnik od lat. Ilekroć go zdradzam, znowu do niego wracam. Lubię go za delikatność (nie szczypie w oczy, a wiele innych produktów to niestety robi) i niską cenę.
18. Maseczka Bania Agafii - jest to maseczka dziegciowa, oczyszczająca, to już chyba moje drugie opakowanie. Bardzo lubię te maseczki za skuteczność, wygodę użycia (wielorazowa, zakręcana saszetka), dość dobre składy i niską cenę :) Mam również inne wersje i z chęcią ich używam.
19. Hydrolat z drzewa herbacianego, Zrób Sobie Krem - bardzo dobrze oczyszczający, naturalny hydrolat, świetny dla cery problematycznej, o zapachu olejku z drzewa herbacianego.
20. Garnier, płyn dwufazowy, ekspresowy demakijaż oczu - bardzo skuteczny i delikatny płyn dwufazowy. Nie wychodzi najkorzystniej cenowo, ale uważam, że jest wart uwagi.
21. Vianek, nawilżający krem do twarzy na noc - tani krem o przyjemnym zapachu, świetnym składzie i pięknym, funkcjonalnym opakowaniu (pompka airless). Gdyby do tego doszło jeszcze świetne działanie, byłby ideał, ale niestety. Walory użytkowe na piątkę z plusem, ale działanie na ledwie czwórkę. Nie nawilżał tak, jak bym tego oczekiwała, nie radził sobie zbyt dobrze z suchymi skórkami. Taki dość przeciętny, do cery nieproblematycznej. W okresie grzewczym moja skóra potrzebuje silnego odżywienia, a tutaj było ono za słabe i zbyt doraźne.
22. Serum rozjaśniające Bielenda - z jednej strony marudzę na to serum, a z drugiej mam kolejne opakowanie, dziwna jest ta nasza relacja. W sumie sama nie wiem, jak się do niego ustosunkować. Niskie stężenie składników aktywnych (stężenie % podane zbiorczo dla kilku składników razem wziętych) sprawia, że moja skóra nie jest ani rozjaśniona, ani nawet doraźnie rozświetlona. Ale za to serum dobrze sprawdza się pod makijaż, świetnie się wchłania, przyjemnie pachnie i lekko nawilża. Staram się wierzyć, że faktycznie ma działanie antyoksydacyjne, choć jest to raczej niemożliwe do sprawdzenia. O ponownym zakupie zadecydował chyba bardziej komfort stosowania (który wyszedł Bielendzie idealnie) niż działanie.
23. Serum pod oczy Be Organic - piękne i funkcjonalne opakowanie, przyjazna cena, cudowny skład, same dobre opinie. Myślałam, że to będzie mój święty Graal, ale niestety :( Na noc serum okazało się zdecydowanie za słabe, zaś na dzień byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że... każdy korektor mi się na nim rolował, a tego nie wybaczę. Ostatecznie - częściowo wsmarowywałam je w szyję i dekolt, a gdy zabrakło mi systematyczności... wylądowało na pośladkach ;)
24. Acnex, emulsja myjąca - przyjemne myjadło dla cery trądzikowej z olejkiem z drzewa herbacianego. Plus za to, że formuła jest niewysuszająca, w przeciwieństwie do wielu innych kosmetyków dla cery problematycznej. Znam jednak lepsze produkty, a tu minusem jest również baaaaardzo mała pojemność (100 ml), która sprawdzi się bardziej jako miniaturka na wyjazd, niż produkt do codziennego mycia.
25. Marion, bibułki matujące - zawsze kupuję te same, lubię je za skuteczność i cenę - kilka złotych za 100 sztuk :)
26 i 27. Tusze: Lovely Pump Up, Collistar Infinito - oba tusze sprawdziły się u mnie świetnie. Lovely uwielbiam za świetne podkręcenie, rozdzielenie i niską cenę, zaś Collistar dawał taki efekt wow, że zawsze mój wzrok ciągnął w stronę lusterka "wow, jakie ja mam rzęsy!" - były bardzo pogrubione, wydłużone i uniesione. Lovely szybko traci przydatność do użycia i zasycha na amen, z kolei Collistar długo mi służył, ale ma też swoją cenę, bardzo wysoką...
28 i 29. Catrice, Beautifying Lip Smoother - przyjemne smarowidła do ust na wzór Clarinsa. Zdecydowanie się zgadzam, że to upiększacz do ust - piękne kolory, półtransparentne, niewysuszająca formuła. Usta wyglądają z Catrice bardzo świeżo i promiennie. Wyrzucam, bo już niestety są sporo po terminie, a gąbeczka pachnie wątpliwie - niestety nie jest to higieniczny sposób aplikacji.

Zaciekawiło Was coś? Przyjemnie patrzy mi się na denka, w których jest "zielono" - tu znalazł się tylko jeden czerwony niewypał, kilka żółtych przeciętniaków, a zdecydowana większość to zielone, udane produkty. Być może dlatego, że mam coraz mniejszą ochotę na eksperymenty, zwykle kupuję to, co sprawdzone i lubiane, a dzięki temu większości produktów używam z przyjemnością.
Już niedługo opublikuję podsumowanie roku - będą to ulubieńcy i buble 2016 :)
Ja zawsze zapominam o zbieraniu pustych pudełek :(
OdpowiedzUsuńU mnie już jakoś weszło to w nawyk :)
UsuńAh ta słąwna Balea :)
OdpowiedzUsuńSławna, ale czy warta tych wzdychań...? :)
UsuńWOW! Imponujące denko :) Ja przestałam je robić, bo nie mam gdzie gromadzić tych pustaków, poza tym, słabo z moją systematycznością. W dalszym ciągu otwieram po milion rzeczy z tej samej kategorii na raz.
OdpowiedzUsuńJa mam po prostu karton w szafie, do którego wrzucam zużycia :) Dzięki czemu nie widzę ich na co dzień i mi nie przeszkadzają :)
UsuńMuszę wrócić do szamponów Joanna, ciągłe o nich zapominam, kiedyś uwielbialam miód i bursztyn ;)
OdpowiedzUsuńTej wersji nie miałam :)
UsuńObecnie zachwycona jestem tuszem Collistar:)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, też mnie zachwycił :)
UsuńAle duże denko :)
OdpowiedzUsuńNo w sumie :)
Usuńgdzie kupujesz alkohol izopropylowy?
OdpowiedzUsuńW MagServ w Gdyni (sklep z elektroniką) :) Ale jest też na allegro, ważne by wybrać odpowiednią wersję.
UsuńWłaśnie mnie uświadomiłaś w podsumowaniu, że moje denko też było bardziej na zielono, co w moim przypadku jest ewenementem i w sumie dobrym zakończeniem denek 2016 roku :D A może po prostu zbyt ostro wszystko oceniam ;))
OdpowiedzUsuńZbyt ostro i wszystko na zielono? :) Ale cieszę się, że i u Ciebie trafiły się głównie sprawdzone produkty :)
UsuńCały rok mi wypominano, że moje denka są na czerwono :D Grudniowe (zielone) było wyjątkiem :D
UsuńTeraz rozumiem :D To życzę większej ilości zielonych denek w 2017, ale wynikających z samych perełek, a nie tylko przychylnej oceny! :)
UsuńDziękuję i oczywiście wzajemnie ;))
UsuńDziękuję również :)
UsuńMuszę spróbować mimo wszystko tego serum z beorganic. Hydrolat z drzewa herbacianego mnie kusi, ale boję się jego zapachu. :)
OdpowiedzUsuńNie pachnie nieprzyjemnie, choć owszem, specyficznie :)
UsuńOgromne to denko, gdybym ja umiała aż tyle zużywać, może zapasy nie wysypywałyby mi się z szafki ;P
OdpowiedzUsuńMożesz mi je podrzucić... :D
Usuńa mi ten tusz z lovely się nie sprawdza... Aktualnie wykańczam zielonego garniera i stwierdzam, że różowy jest trochę lepszy ;)
OdpowiedzUsuńA dlaczego się nie sprawdza? Mnie zielony kompletnie nie kusi, ma alkohol, a jeżeli mam wybór, to wolę go uniknąć :)
UsuńRóżowy micel Garniera i żółty tusz Lovely też bardzo lubię i często do nich wracam :) A denko rzeczywiście dość imponujące :)
OdpowiedzUsuń:)))
Usuńwow denko wielkie i ciekawe ;-)
OdpowiedzUsuńChyba nic ostatnio nie miałam z Twojego denka ;)
Cieszę się, że ciekawe :)
UsuńNa prawdę spore denko, zazdroszczę umiejętności wykańczania tych wszystkich kosmetyków =) Mnie kusi ten hydrolat, chociaż od dłuższego czasu mam płyn oczarowy i też nieźle mi się spisuje =)
OdpowiedzUsuńWystarczy odrobina systematyczności ;) Hydrolat oczarowy również bardzo lubiłam!
UsuńSpore to denko! Widzę, że niektóre produkty się u nas pokrywają:) tusz z lovley, płyn z garniera, szampon:) też ich używam:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTo mamy podobne oczekiwania :) Pozdrawiam również :)
UsuńZnam jedynie żółty tusz Lovely, ale nie byłam z niego zadowolona.
OdpowiedzUsuńMa zwolenników i przeciwników, sama substancja nie jest najwyższych lotów, ale efekt bardzo lubię ;)
Usuńrzeczywiście duże to denko :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńDobrze Ci poszło, nie znam żadnego produktu :)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze będzie okazja poznać :)
UsuńAle dużo zużyłaś.Miałam odżywkę z Pantene i mam o niej podobne zdanie jak ty .Posiadam również płyn z Garniera który bardzo lubię .
OdpowiedzUsuńTo się zgadzamy :)
UsuńZ serami Bielendy też mam dziwną relacje. Zbliża się denko kolejnego opakowania i sama nie wiem co teraz zrobić :D
OdpowiedzUsuńTo podobnie :D
UsuńDla mnie żółtek z Lovely to katastrofa.
OdpowiedzUsuńSpore denko, gratuluję :)
Opinie o nim są bardzo różne :) Dziękuję :)
UsuńMicel Garniera to też mój ulubieniec :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMaximum Protection Rexony poznałam dzięki Tobie i mi akurat odpowiada pod każdym względem :)
OdpowiedzUsuńróżowego micela Garniera bardzo lubię, czego nie mogę powiedzieć o micelu z olejkiem. nie przekonuje mnie ta wersja (właśnie mam w użyciu).
serum Bielendy rzeczywiści fajnie nadaje się pod makijaż :)
Z Rexoną mam dziwne relacje - z jednej strony jest lepsza od "zwykłych" antyperspirantów, z drugiej - czasem mnie zawodziła i czułam się niekomfortowo (ale to pojedyncze sytuacje). Chyba głównym czynnikiem "na nie" jest dla mnie cena - od antyperspirantu za prawie 30 zł oczekiwałabym 100% satysfakcji ;)
UsuńU mnie wersja z olejkiem się generalnie sprawdziła, poza tym, że piecze mnie w oczy :( A dlaczego nie sprawdziła się u Ciebie?
:)
nie mogę powiedzieć, że się nie sprawdza, tylko że mnie nie przekonuje. moim zdaniem wersja różowa jest skuteczniejsza i mam poczucie, że moja cera jest czystsza i taka jakaś lepsza w dotyku niż po micelu z olejkiem. przy tym drugim generalnie muszę zużywać więcej wacików, a przecież go trzeba też co chwilę wstrząsać...
Usuńpo prostu różowy micel działa szybciej, skuteczniej, a przy tym jest łagodny i przyjemniejszy w użyciu, bo nie trzeba wstrząsać butelki
Rozumiem :) Choć ja ten z olejkiem trakuję bardziej jak dwufazę niż micel.
UsuńMam teraz w użyciu micel z Evree - jest, skubany, bardzo skuteczny, w mig rozpuszcza makijaż, ale tak pioruńsko piecze w oczy, że można oszaleć... Wkurzyłam się i otworzyłam też różowy Garnier - różnica jest ogromna. Garnier jest dużo mniej skuteczny, ale za to delikatność bez zarzutu!
mnie micel Evree nie piecze w oczy...
UsuńNo coś Ty? To zazdroszczę! A ogólnie jesteś z niego zadowolona? Bo ja, gdyby nie pieczenie, byłabym bardzo...
Usuńnigdy nie słyszałam o tej wodzie termalnej, długo już jej używasz? mi skończyła się baza z semilaca i żel z la roshe posay więc koniecznie muszę zamówić kolejne opakowania :p
OdpowiedzUsuńTak dokładnie to nie pamiętam, ale już z rok na pewno - od wakacji używam jej bardzo regularnie, a wcześniej raczej sporadycznie. Udanych zakupów :)
UsuńWow spore tego. Znam kilka produktów i też byłam z nich zadowolona. Co do Balea to też jak wpadłam do Dm tylko na Słowacji to miałam ochotę wykupić cały sklep. Niestety ceny nie były takie niskie jak w niemieckim, bo żele kosztowały ponad 1 euro. Ale to dobrze bo już mi się chyba przejadły te produkty ;/
OdpowiedzUsuńJa kupowałam w chorwackim, jak przeliczałam ceny, to z ich atrakcyjnością też bywało różnie :) Ale akurat miałam niemal nieograniczone możliwości bagażowe, więc postanowiłam zrobić sobie małą przyjemność :) Generalnie nie ma cudów - też mamy u siebie żele pod prysznic i szampony ;))) Mało które produkty okazały się być faktycznie wyjątkowe.
UsuńCałkiem sporo tego nazbierałaś :)
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńBardzo ładne zużycia :) Ja też regularnie kupuję chusteczki Dada, obecnie wybieram ze z bawełną o zapachu lawendy, uwielbiam je. Płyn Garniera też polubiłam, ale jak zużyję dwa, które teraz mam powrócę do genialnego micela z Bielendy. Znam też, i lubię, antyperspirant w kremie z Garniera. Mam już drugie opakowanie, ale kolejny będzie Dove, także w kremie, ale w wykręcanym opakowaniu.
OdpowiedzUsuńTe ze zdjęcia są właśnie lawendowe :) Wolałam je przed zmianą, kiedyś były zupełnie gładkie, teraz mają tłoczenia :( Ten micel z Bielendy chodzi mi po głowie, sporo osób zachwala. Jak zużyję moje obecne płyny micelarne, to na pewno kupię.
UsuńTyle tego że nie wiem co napisać :D Te błyszczyki catrice, podróbki clarins, u mnie też szybko zrobily się dziwne. Kupiłam Catrice i clarins w tym samym momencie prawie, catrice wywaliłam dawno temu a clarins mam zamiar teraz dokończyć :) Niby ta sama forma a clarins dużo lepiej się zachował.
OdpowiedzUsuńRobisz mi chrapkę na Clarinsa :D
UsuńUwielbiam takie denka,sama od razu wyrzucam opakowania z ogromnym bananem na buzi:)
OdpowiedzUsuńOj tak, zgadzam się :) A szczególnie, że większości używało mi się przyjemnie :)
Usuńwidzę mój ukochany tusz lovely pump up<3
OdpowiedzUsuńAno <3 :)
UsuńUwielbiam także płatki z Isany płyn z Garniera i tusz lovly ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSpora ilość i gdzie to wszystko trzymać? :D
OdpowiedzUsuńWrzucam do szafy do kartonu :)
Usuńoba tusze miałam z tym tuszem z Collistara sie nie polubiłam raczej za to z Lovely bardzo
OdpowiedzUsuńA dlaczego nie polubiłaś się z Collistarem?
Usuń